Moja psia przyjaciółka, która mnie tak wiele nauczyła
Zapraszam na pierwszy wpis mojego męża, który zastanawia się czy też zacząć prowadzić bloga.
Pierwszy wpis nie może być o niczym innym jak o psie
od którego wszystko się zaczęło. Każdy kiedyś gdzieś widział psa północy.
Większość ludzi nawet nie rozróżnia, że to jest ta rasa, a to jest inna. Dla
nich pies północy to husky, a jak jeszcze ma niebieskie oczy, to już w ogóle są
zakochani. Byłbym hipokrytą, gdybym stwierdził że w moim przypadku było
inaczej, że od razu wszystko wiedziałem.
Gdy zapadła decyzja, że chcę mieć psa
północy zacząłem się zagłębiać i czytać. Wtedy informacji w internecie było
mało, wiedzę głównie czerpałem z książek, gazet i Atlasu psów. Mojego psa
znalazłem z ogłoszenia w gazecie. Pojechałem i kupiłem. Tak kupiłem. Nie miał
rodowodu ale i czasy były inne. Nie było tylu bezdomnych psów a i pseudo
hodowle nie funkcjonowały tak, jak teraz. Obecnie bym nie kupił i niech
świadczy o tym fakt, że reszta mojego psiego jak i kociego stada to zwierzęta
adoptowane. Ot, ktoś nie wiedział, weterynarz twierdził, że suka musi mieć raz
szczeniaki i tak pojawił się na świecie pies. Mój pies. A w zasadzie sunia rasy
Alaskan Malamute. Pamiętam ten dzień, 10 listopad 2005 roku. Był to pies
wyjątkowy, pierwszy szczeniak, ogrom błędów wychowawczych z mojej strony ale na
szczęście Tajga była psem tak inteligentnym i nie pozwoliła popsuć sobie
charakteru. Stała się prawdziwym moim psim przyjacielem kiedy jeszcze
mieszkałem sam. Była psim powiernikiem moich radości i smutków, moich sukcesów
i porażek. Zaczęły się wspólne spacery, potem treningi na rowerze i choć Tajga
nie była psem sportowym, to czerpała ogromną satysfakcję z treningów, spotkań z
innymi psami czy też zawodów. Dało się zauważyć zadowolenie na jej pysku. Razem
występowaliśmy w bardzo wielu zawodach i nigdy nie zajęliśmy wyższego miejsca
niż drugie czy też pierwsze od końca, a najczęściej ostatnie. Ale było w tym
coś magicznego. To był i nadal jest czas spędzony w bardzo miłej atmosferze,
wśród ludzi dla których sierść w kubku, to jak cytryna do herbaty.
Poznałem
wiele wspaniałych osób ze świata psich zaprzęgów. Nawiązały się znajomości, czy
też przyjaźnie na wiele lat, nadal w tym uczestniczę startując w zawodach choć
już w innych kategoriach. Tajga okazała się też wspaniałą przyszywaną mama dla
adoptowanego w 2010 roku Karmela. Choć Karamel to już materiał na osobną historię.
Tajga była jak królowa, zawsze z gracją, dostojnie. Była psem, który wśród
moich psów miała rolę szefowej. Kiedy w 2015 pojawiły na świecie się moje
dzieci, Tajga stała się ich opiekunką. Zawsze blisko nich ale nie nachalnie.
Leżała z boku i obserwowała ich pierwsze nie poradnie kroki, pierwsze upadki. Z
godnością znosiła ich zaczepki, co trzeba powiedzieć moje dzieci w kontakcie z
psami były bardzo delikatne. Może to zaowocowało jakąś niewidzialna więzią
która między nimi była.
Tajga była tez psem schorowanym. Gdy miała nadwagę
wielu weterynarzy mówiło, że to po sterylizacji. Ale znalazła się jedna Pani
weterynarz, która uznała, że otyłość po sterylizacji owszem może być ale jej
bardziej wygląda to na niedoczynność tarczycy. I to był strzał w dziesiątkę.
Już do końca swoich dni przyjmowała Euthyrox 200.
W marcu w 2017 wystartowała po raz ostatni na zawodach.
Było widać, że jest już starsza i zniedołężniała. Był to XVI Lubieszowski Cross.
Wystartowała w kategorii Happy Dog na trasie o długości niecałych 2 km.
Większość trasy pokonaliśmy spacerkiem, niewiele biegnąc. I to było zakończenie
jej kariery sportowej.
Niestety nie wiedziałem wtedy, że
przyjdzie nam stoczyć jeszcze walkę o jej zdrowie. Tydzień po zawodach zaczęła
mieć problemy z chodzeniem. Wizyty u weterynarzy, badania, leki i tak na prawdę
żadnej poprawy. Doszło do tego że po prostu się położyła i nie wstawała. Trzy
miesiące wynoszenia, przekręcenia, przenoszenia i kąpania żeby Tajga nie czuła
się źle, gdyż załatwiała się pod siebie. W czerwcu po wielu obserwacjach i
próbach spróbowała chodzić. Choć tylna noga była sztywna i trzeba było na
początku ją podtrzymywać zaczęła się przemieszczać. Widać było, że psychicznie
poczuła się lepiej. Do końca pozostała też liderem swojego stada. Jedna z
historii: siedziała przy wykopanym przez Karmela dole, zachwiała się i wpadła
do niego jednocześnie opierając się o Karmela. Zaczęła na niego krzyczeć po
psiemu, dawać reprymendę, a on stał i cierpliwie czekał na koniec. Nie odważył
się odezwać choć z pewnością zdetronizował by ją jako lidera stada.
Przemieszczała się tak do października. We wrześniu obchodziła jeszcze urodziny
kończąc 12 lat. Pewnej październikowej niedzieli po prostu rano nie wyszła ze
swojego legowiska. Zasnęła już na zawsze i zaczęła biegać po tęczowych
szlakach. Dziękuje Ci moja psia przyjaciółko...
Przepiękna historia! No i psy to cudowne stworzenia! Ja mam niestety tylko kota (wszelkie próby socjalizacji z psami, kończyły się tragicznie), ale w przyszłości na pewno zdecyduję się na kocio-psi duet. :D Taki psiak jak Twój to z pewnością wulkan energii! Mi marzy się pies "w typie" labradora czy goldena, jednak jeśli jakiś psiak urzeknie moje serce w schronisku, to nie będę czekać aż trafię na coś "w typie". Tak też znalazłam mojego kota - szukałam zupełnie innego, jednak jak zobaczyłam go na zdjęciu na olx, gdy jakaś pani oddawała go ze względu na alergię, to stwierdziłam, że "to musi być ten". I tak od 5 lat jest ze mną i nie zamieniłabym go na żadnego innego kota! :D
OdpowiedzUsuńBardzo piękna historia, napisana słowami płynącymi prosto z serca. No cóż, wzruszyłam się, tym bardziej, że temat psów jest mi bliski. Przemku, pisz, opowiadaj o swoich cudownych psich przyjaciołach. Jestem ciekawa, jak wyglądają Wasze treningi, jak przygotowujecie się do zawodów. Jak wygląda na co dzień życie w takim stadzie, jak rozwiązujesz kwestie żywienia, pielęgnacji i wychowania... mam nadzieję, że nie poprzestaniesz na tym jednym wpisie. Powodzenia i czekam na dalsze opowieści
OdpowiedzUsuńJak bardzo wczuwam się w takie historie, nie można obok nich przejść obojętnie, natychmiast wywoływane są wspomnienia moich wspaniałych przyjaciół, których już wśród nas nie ma.
OdpowiedzUsuńHistoria cudna! Pies to największy przyjaciel człowieka. Ja mam beagla od 8 lat i nie wyobrażam sobie życia bez niej, choć swego czasu to był wulkan energii
OdpowiedzUsuńTo prawda, wiele się od nich możemy nauczyć, wystarczy tylko słuchać. :)
OdpowiedzUsuńWspaniała historia o prawdziwej przyjaźni. Kocham psy całym sercem i jest mi bardzo przykro gdy odchodzą, ale radość przebywania z nimi przez wieke lat jest bezcenna. Poznałam kilka psów rasy Alaskan Malamut podczas obozu dla dogoterapeutow i przyznaję, że charakter to one miały.
OdpowiedzUsuńPiękna historia pomimo smutnego zakończenia.
OdpowiedzUsuńBiedna psinka. Takie historie zawsze mocno łapią mnie za serce. Dałaś jej wiele szczęścia, tak samo jak i ona Tobie :)
OdpowiedzUsuńPies prawdziwym przyjacielem człowieka, można na niego liczyć i nigdy nie zawiedzie
OdpowiedzUsuńWzruszająca historia, aż się popłakałam - a Twój mąż zdecydowanie powinien pomyśleć o własnym blogu :)
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszająca historia miłość psa i jego oddanie, nie ma nic piękniejszego.
OdpowiedzUsuńNie będę oryginalna pisząc, że historia jest po prostu wzruszająca. Teraz cały dzień będzie mi chodziła po głowie. Pies najlepszym przyjacielem człowieka <3
OdpowiedzUsuńPiękna historia i piękny przyjaciel. Mieliśmy podobnego pieska, Tosię.
OdpowiedzUsuńAż się popłakałam czytając, choć przeczuwałam zakończenie historii. Okropnym momentem jest, gdy odchodzi ktoś szczególnie nam bliski. Psy są cudownymi towarzyszami.
OdpowiedzUsuńwzruszająca opowieść
OdpowiedzUsuńwspaniała historia i wspaniała przyjaźń. Psy są naszymi przyjaciółmi na dobre i na złe. Jest to chyba jedyna taka bezinteresowna przyjaźń.I niestety znam ból odejscia psa, chociaż ja musiałam swojego uśpić. Nie życzę nikomu takiego przeżycia. Idziesz do weterynarza i wiesz, że wrócisz sam/sama :(
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść :) Zwierzęta kochają nas bezinteresownie :)
OdpowiedzUsuńPiękna historia :) Każdy zwierzak towarzyszy nam i nas uczy.
OdpowiedzUsuńPiękna historia o Was i Waszym psie , Waszej przyjaciółce, miała piękne życie przy Was
OdpowiedzUsuńi to mnie cieszy najbardziej, bo tyle psów tego nie ma...
Niech biega szczęśliwa za TM ...
Wzruszająca historia, która każdego powinna poruszyć. Pies to wspaniały przyjaciel człowieka, przywiązujemy się do niego i kochamy bez granicznie jak on nas...
OdpowiedzUsuńPiękna historia, wzruszają mnie takie opisy. Wszystkiego dobrego dla Was <3
OdpowiedzUsuńAle piękny pies, sama kiedyś marzyłam o psie Hasky, ale skończyło się na labradorze :-)
OdpowiedzUsuńOstatni kadr podbija me serce, to spojrzenie pełne skupienia i spokoju. Powiem szczerze,że ja zawsze myślałam ,że Husky to pies północy :)
OdpowiedzUsuńTeż miałam w dzieciństwie pieska, kundla, który miał w sobie coś z husky, wspominam z łezką w oku.
OdpowiedzUsuńPiękna i bardzo wzruszająca historia, która przypomniała mi o moich dwóch psinkach, które już od dawna biegają po tęczowych łąkach.
OdpowiedzUsuńPiękna. Pieski są mądre - nawet bardzo mądre.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie psy to najlepsi przyjaciele człowieka
OdpowiedzUsuń