Adopcja, nie tak prosto
Pisałam kiedyś na temat adopcji, że
nie zawsze łatwo jest podjąć taką decyzję, nawet w sytuacji, gdy chce się
bardzo dziecka. Dzisiaj napiszę parę słów odnośnie procedury a raczej jej
wycinka. Procedura sama w sobie jest bardzo skomplikowana, stresująca i trwa
bardzo długo. Rodzice, prócz spełnienia wielu kryteriów muszą obnażyć, niemalże
publicznie, wszelkie swoje prywatne, czasem intymne informacje. Jednym z
elementów „badania” przyszłych rodziców jest wywiad środowiskowy. Otóż,
prowadzone są wywiady z otoczeniem potencjalnych rodziców. Dzisiaj usłyszałam
fragment historii zmagań o dziecko jednej pary. Para ta od wielu lat stara się
zajść w ciążę, no raczej starała. Po przejściu wszelakich, możliwych form
leczenia, również in vitro, chcieli adoptować i tu problem. Mimo iż mają pracę,
są od wielu lat małżeństwem, mają odpowiednie warunki lokalowe to niestety. W wyniku
wywiadu środowiskowego nie mogą zostać rodzicami adopcyjnymi a to dlatego, że starsze
panie – sąsiadki, nie lubią młodych ludzi, nie godzą się z tym, że świat idzie
naprzód i nikt w wieku 20 – 30 lat nie będzie zachowywał się jak starsza, 70.,
80. letnia pani. Panie sąsiadki „wystawiły laurkę” małżeństwu taką, że nikt
nawet nie chce słyszeć o powierzeniu dziecka takim ludziom. Przede wszystkim
powiedziały, że pan wraca nad ranem pijany i na nic się zdają wyjaśnienia, że
pan pracuje na nocne zmiany i inaczej niż w takich godzinach wracał nie będzie.
Jakiekolwiek spotkanie z rodziną czy znajomymi nie może ucieć uwadze sąsiadek,
które każdorazowo, ostentacyjnie prezentują swoje niezadowolenie z wizyt gości,
głośno waląc w kaloryfer. Jak można nie weryfikować takich informacji?! Jak można
opierać się wyłącznie na opinii osób, które żyją w sąsiedztwie i nie dać możliwości
wyjaśnień?! Współczuję tej parze, która wali głową w mur i znikąd pomocy,
żadnego światełka w tunelu.
Komentarze
Prześlij komentarz