Dziecko na pogrzebie
Ten post może tak średnio pasuje do
tematyki bloga, choć w zasadzie dotyczy normalnego życia. Wczoraj byliśmy na
pogrzebie. Jak dla mnie był to pierwszy pogrzeb, gdzie zmarły znajdował się w
urnie. Niby nic niezwykłego ale dla mnie to była „nowość”. Mam wrażenie, że
taka forma pochówku jest mniej emocjonująca, wywołuje mniej przykrych, smutnych
skojarzeń. Jest mniej spektakularna. Trumna jest duża, widoczna a urna kryje
się wśród orszaku żałobnego. Jak forma wpływa na nasze odczucia. Niby ta sama
uroczystość ale było w niej coś innego.
A teraz z informacji o dzieciach J. Przede
wszystkim mój syn postanowił śpiewać z księdzem. Wyrażał również ochotę
pierdzenia ustami. Zafascynowała go gra na trąbce. Będzie z niego muzyk jak
nic. Ponadto, na stypie plunął w przestrzeń obiadkiem z rybką. Waliło więc niemiłosiernie.
Zbierałam jedzenie z kolan. Tak w ogóle to dzieci zachowywały się bardzo
grzecznie, mimo tłumu obcych ludzi. Myślę, że dziecko należy wyprowadzać w
zbiorowości, żeby później nie bało się każdego nowo napotkanego człowieka. Co, do obecności dzieci na takich uroczystościach, uważam, że jeżeli dziecko nie zakłóca jej znacząco, to jak najbardziej można z nim iść. Małe dzieci nie rozumieją co się dzieje. Później nic nie pamiętają. Jeśli chodzi o dziecko starsze, to sytuacja, moim zdaniem powinna wyglądać inaczej. Dziecko więcej rozumie i przeżywa. Pamiętam, gdy miałam kilka lat, poszłam z babcią na pogrzeb jej znajomej. Było to na wsi więc dodatkowo miało miejsce czuwanie przy łóżku zmarłego. Pamiętam ten pokój, łóżko i ludzi tam zgromadzonych. Mimo iż sytuacja miała miejsce wiele lat temu pamiętam wszystko. Może nie tak bardzo szczegółowo ale jednak. Było to bardzo poruszające i smutne. Nie wszystko rozumiałam ale czułam ogromny smutek i bardzo płakałam. Myślę, że nie powinnam być zabrana na tą uroczystość, bo byłam zbyt mała ale rozumiejąca, że to, co się dzieje, jest jakąś ostatecznością, czymś trudnym dla ludzi uczestniczących a ja, ze względu na wiek, nie byłam na to gotowa psychicznie i mentalnie.
A moja codzienność? Nasz ogród leży i kwiczy. Takiej demolki
to jeszcze nie mieliśmy. Po prostu sodoma i gomora. Orzech, który miał być
przycięty, został całkowicie ogołocony.
Komentarze
Prześlij komentarz