Niedziela
Wczoraj objazdówka dziadkowa. Babcia
miała urodziny i trzeba było dać kwiatka i złożyć życzenia. Jak to jest, że moje
chłopaki w inny sposób rozmawiają z babcią niż z nami. Później wizyta u dziadka.
Dziadek jak typowy facet musi chyba zobaczy żeby uwierzyć. Siedzę w pokoju przy
obiedzie i czuję, że coś drażni me nozdrza, ewidentnie gaz. Informuję o tym
fakcie otoczenie po czym żona dziadka mówi, że jestem już trzecią osobą, która
to czuje ale dziadek nadal wątpi w fakty. Poszedł, obwąchał i nadal nic nie
poczuł. Chyba musi wszystko nabrać urzędowej mocy. A dzisiaj zakupy. Oczywiście
w momencie wejścia do auta uprzytomnieliśmy sobie a raczej dzieci nam
uprzytomniły, że jest pora karmienia, jak Ci idioci w samochodzie pod domem,
gdzie było gorąco jak w piekle, karmiliśmy nasze potomstwo. Owszem, można było
wyjść na dwór ale tak wiało, że całe chmury styropianowych kulek pchały się do
oczu a i psy chciały pomóc. W sklepie dla odmiany zachowywałam się jak pozbawiona
zdrowych zmysłów, nie kontaktując z rzeczywistością. Zakupy zrobione, nie wiem
za co tyle kasy wydane. W ramach poznawania nowości kupiliśmy dzisiaj ORANGINĘ.
Powiem tak, szału nie było. Zwykła, paskudna oranżada z kawałkami miąższu,
który moim zdaniem pozostał z wyciśniętego soku. Drugi raz nie kupię. Po sklepie
oczywiście jeździliśmy na sygnale, raz jeden, raz drugi się uruchamiał. W domu
szybko, galopem do butelek, woda, mleko i w usta, żeby wreszcie wyłączyć
alarmy. Teraz śpią jak aniołki J.
Komentarze
Prześlij komentarz